niedziela, 3 września 2017

Przychodzi (gruba) baba do sklepu

fot. z Internetu
Przychodzi gruba baba do sklepu i …cóż, sklepy nie rozpieszczają grubych bab wielkim wyborem ubrań. Albo rozmiarówka kończy się na 42-44, albo odzież jest workowata, bura i wyglądamy w tym jak własne matki. Jest jeszcze jeden rodzaj sklepów, takie gdzie „śliczne szczupłe” panienki mierzą nas z dołu do góry wzrokiem i mówią: „ no ale my TAAAAAKICH rozmiarów nie prowadzimy…” – i tu z mojej strony padają w myślach odpowiednie życzenia dla takiej panienki. A ja jestem gruba… nie ma się co czarować. Nie puszysta, nie okrągła, tylko zwyczajnie gruba – nie bójmy się tego słowa. Ale nie znaczy to, że mam się czuć jak zły potwór, choć mój codzienny Potwór z Szafy nie opuszcza mnie, ale postanowiłam się z nim zaprzyjaźnić, bo co innego mi pozostało? Wiem… pozostało mi „schuść”! Jednakowoż zanim schudnę wyglądać jakoś trzeba. A z drugiej strony, przyznam szczerze, że mam już w dupie to całe odchudzanie, zwłaszcza że mój ukochany mąż zawsze powtarza, że duża kobieta to same zalety… latem więcej cienia, a zimą cieplej…. Odkąd pierwszy raz utyłam, to już chudłam i tyłam na powrót tyle razy, że przynajmniej dwie lub trzy Anki ze mnie by były. Na modzie się nie znam za nic, polegam tylko na własnej intuicji, więc tym bardziej kiedy wchodzę do jakiegokolwiek sklepu ze szmatami ogarnia mnie przygnębienie, bo nic tam dla siebie nie widzę. Na dodatek jestem też ryczącą czterdziestką, więc i to ogranicza mi wybór szmat, bo przecież nie we wszystko wypada się wciskać, żeby żenady nie było. W kolorowych pismach mądrych rad miliony. Dla figury typu jabłko takie szmatki, dla gruszki inne, a ja jestem marakuja i co wtedy ??!! Nie chcę już popełniać znowu błędu jakim jest kupowanie i noszenie za ciasnych ubrań: „kupię, bo na pewno schudnę”, a jak widzę te młodsze grubaski na siłę wciskające się w modne szmatki koleżanek z rozmiarem 36, to po prostu scyzoryk mi się w kieszeni otwiera i chciałabym krzyczeć za nimi : „popatrz w lustro, dziewczyno!!”. Wyglądają koszmarnie, nieapetycznie i żenująco – przykro mi dziewczyny. Zbyt ciasne spodnie, spódnice i brzuch wylewający się górą albo bluzki i żakiety, które z trudem się dopinają, nie należą do przyjemnego widoku. Ubieranie zbyt luźnych, workowatych ubrań, które mają zamaskować wszelkie wałki i wałeczki, też nie maskuje, a jedynie dodaje optycznie kilogramów, centymetrów i lat. Ubrania mają być dopasowane do rozmiaru. Nadmiar ciała trzeba maskować krojem, kolorem, długością, dobraniem dodatków. Ubieranie się tylko w czerń to też nie zawsze najlepszy wybór. Czerń, bo wyszczupla? Mamy wielki wybór pięknych kolorów, w których będziemy wyglądały młodziej, smuklej, bardziej promiennie. Zieleń, granat, czerwień, brąz to też kolory dla grubasków, jeśli są odpowiednio dobrane do naszego typu kolorystycznego i typu sylwetki. Można by takie rady zbierać i zbierać i zbierać… Dlatego też postanowiłam poszukać czegoś w rodzaju przykazań „tego nie wolno robić grubej babie”, oto co mi z tego wyszło: Pod żadnym pozorem nie wolno mi nosić: pikowanych i puchowych kurtek oraz płaszczy, płaszczy prostych i wąskich od góry do dołu (prostokątnych), dwurzędowych zapięć, butów na cieniuteńkiej szpileczce, krótkich nosków oraz długich ostrych szpiców, butów z paskiem lub wiązaniem wokół kostki, butów z płaską podeszwą, kozaków z futrzaną cholewą, z futrzanymi obszyciami, spódnic marszczonych w pasie oraz z zakładkami w pasie, spódnic bombek, spódnic krótszych niż za kolano, spódnic obcisłych na całej długości, spodni marszczonych w pasie lub z zakładkami w pasie, nogawek wąskich lub zwężających się do dołu, żakietów bez wcięcia w talii, żakietów wysoko zapinanych, za szerokich lub za wąskich swetrów i bluzek, swetrów za krótkich (nie zakrywających górnej krawędzi bioder) oraz za długich (sięgających poniżej połowy bioder), bluzek nie akcentujących talii, stójek zapinanych wysoko pod szyją, bluzek z dużą ilością detali (falbanek, koronek), a także suto marszczonych i drapowanych. Uffff… i co teraz? Znowu czarny, rozciągnięty dresik? Niestety mieszkając na tzw. prowincji mam do dyspozycji sklepy z ciuchami jak z poprzedniego wieku, oczywiście do rozmiaru 44 są piękne ubranka, ale nie dla takiej 52-jki jak ja. Na szczęście jest błogosławiony second hand, allegro i Internet… bo „na zachodzie” są grube baby i ktoś je ubiera !! Tam po raz pierwszy znalazłam ciuchy pasujące na mnie, kolorowe i na dodatek modne ! Wyglądam jak …jak… normalnie ubrana gruba kobieta i o to właśnie mi chodziło. Uwielbiam spodnie, leginsy, dżinsy i tuniki… w tym wyglądam (tak mi się przynajmniej wydaje), a co najważniejsze czuję się dobrze, swobodnie, kobieco. Tunika w kwiaty ? Tak !! Dżinsy rurki do tego ? Tak!! Sukienka przed kolanko ?? Czemu nie? My… grube baby, puszyste kobietki, duże dziewczynki… jednak mamy się w co ubierać. Mało tego, wychodzi na to, że grube też może być piękne, a na pewno apetyczne i atrakcyjne. I tego będę się trzymać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nalewka ze śliwek

  Nalewka ze śliwek jest rewelacyjna, robię ją co roku 🙂   Celowo nie podaję proporcji, trzeba to dostosować do ilości, jakości śliwek i po...